niedziela, 30 marca 2014

O reckach i recenzjach

Swego czasu (nawiasem mówiąc bardzo swego, jakieś pięć lat temu) czytałem esej Grzędowicza w SFFiH o internetowych recenzjach, jak się o nich autor wyraża, zapewne za sieciowym trendem - reckach. Taki to tekścik pisany z pozycji anonimowego odbiorcy rości sobie prawa do ostatecznej instancji krytycznej wszelkich dzieł, które wpadną reckarzowi w łapki. Dlaczegóż jednak piszę o tym tutaj? Nie daj boże przeciwko tym właśnie internautom, raczej na swoją obronę, ponieważ mam w planach pisanie recenzji, nie tyle książek, co spektakli. Tak będą recenzję i przyznaję się na wstępie, często będą oscylowały gdzieś na krawędzi tego co można nazwać recenzją, a co recką. Ale zaznaczam! Jeśli już subiektywizuję, to pamiętajcie to blog, a nie miesięcznik kulturalny. Piszę go głównie, po to aby pisać, aby nie zardzewieć, nie zaś aby stworzyć tu sobie Wiekopomny Monument Twórczości Niezwykłej i Wyrahowanej. I dlatego pisząc recenzję, czy reckę - nie mnie oceniać, będę subiektywny, powiem co w spektaklu było nużące, co mnie zafascynowało, co zwróciło uwagę, a co odrzuciło. Postaram się wniknąć w sens przedstawienia, jednocześnie może się zdażyć, że czegoś nie dojrzę. I postaram się powstrzymać od jednoznacznych rozstrzygnieć, a jedynie postaram się polecić lub powiedzieć komu mógłby się ten spektakl nie spobobać. To tyle.

Pozostańcie transcendentni
Drostt

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz